środa, 11 grudnia 2013

Rozdział XXXII

 Przepraszam że są przeskoki czasowe, wiem że może trudniej się czyta ale to konieczne, wkrótce dowiecie się dla czego.
______________________________________________
Harry dosłownie wygnał mnie do domu, powiedział że nie mogę się przemęczać. Usiadłam zmęczona na wielkiej kanapie. Wzięłam na kolana laptopa i zaczęłam przeglądać twittera.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
- Co ci jest? - spytał lekko przerażony Styles.
- Nie wiem...Harry...AŁA! - jęknęłam z bólu i chwyciłam się za brzuch.
- Przecież...przecież to za wcześnie! - krzyknął przerażony chwytając kule. Wziął mnie pod ramię i zaprowadził do samochodu. Usadził mnie na fotelu. Ból się nasilał. Co się stało? Wszystko było dobrze!
Zasiadł przy kierownicy i mocno ścisnął moją rękę.
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz kochanie? - widziałam że lekko panikował. Odpalił samochód i z dość dużą prędkością wyjechał z podjazdu kierując się do centrum Londynu. Zacisnęłam zęby. Nic jeszcze nigdy tak mocno mnie nie bolało.
- Gabby, wszystko będzie dobrze, błagam dasz radę, za chwilę będziemy w szpitalu, kocham cię - zaczął panikować Harry. Jego ręce trzęsły się na kierownicy.
Zatrzymał się przed szpitalem po 15 minutach, otworzył drzwi i wziął mnie na ręce.
- Oszalałeś! Opuść mnie, i bierz kule. - syknęłam przez ból.
- Gabby ale ty... ty musisz być taka uparta?! - krzyknął delikatnie postawiając mnie na ziemi.
Jedną ręką opierał się o kulę a drugą podtrzymywał moją talię. Ból stawał się nie do wytrzymania.
W szpitalu od razu zajęli się mną lekarze.
*Harry's pov*
Co się dzieje? Usiadłem przed salą załamany. Nie wiem co się stało. Siedzieliśmy na kanapie, wtuleni, oglądając jakiś film, i nagle Gabby zaczęła zwijać się z bólu...
Termin porodu jest za miesiąc. Nie, my nie możemy stracić tego dziecka!
Odruchowo wybrałem numer do Louis'a.
- Harry wybrałeś po prostu idealny moment na babskie pogaduchy, Eleanor wyszła a ja próbuję nakarmić Brian'a, ciężko mi to idzie. - zaśmiał się głos w telefonie.
- Lou...Gabby chyba rodzi... - wyjąkałem.
- Chyba?! Stary to się CHYBA wie... ale czeka, przecież termin miała na Lipiec a jest Czerwiec... - powiedział.
- No właśnie, dla tego CHYBA rodzi, i nie chcę myśleć co może się stać...  - odpowiedziałem.
- Słuchaj, zostawię u kogoś Brian'a i lecę do ciebie, trzymaj się, będę jak najszybciej! - usłyszałem trzask odkładania telefonu.
Jak na złość musiałem tu siedzieć sam... nie wiem jak ja to wytrzymać, nie wiem ile to potrwa... Zayn, Niall i Liam byli po za krajem, więc nie było sensu do nich dzwonić...
Przeczesałem ręką włosy. Jej i dziecku nie mogło się nic stać! Ja bym tego po prostu nie przeżył...
Chociaż w Londynie jest przecież Danielle... ona by mi pomogła.
Bez zastanowienia wybrałem jej numer.
- Co się dzieje Styles, że dzwonisz do mnie, a nie do Payne'a? - zaśmiała się.
- Gabby jest w szpitalu. - powiedziałem cicho. Mogę przysiąc, że ten cudowny uśmiech  właśnie zniknął z twarzy Dan.
- Ale...czekaj czekaj gdzie? - spytała nagle.
- St.Marry's Hospital. - podałem nazwę, a ona powiedziała że będzie za chwilę.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
- Doktorze co jej jest? Co z dzieckiem? - poderwałem się ignorując to, że nie chwyciłem kul.
- Stan Pani Minay jest stabilny, pojawiły się skurcze, zbliża się poród. Dziecko urodzi się jako wcześniak, resztę możemy stwierdzić po urodzeniu.- odpowiedział.
- No dobrze, ale... wszystko będzie  z nim dobrze? - spytałem pełen niepokoju.
- Nie mogę teraz tego stwierdzić. Może pan wejść wspierać Gabrielle przy porodzie. Przepraszam, ale więcej nie wiem. - odparł przygnębiony.
Wzdychając nacisnąłem klamkę.
W dużej sali kręciły się dwie pielęgniarki, na środku było duże łóżko na którym leżała blada Gabby.
- Kochanie jak się czujesz? - spytałem ściskając jej rękę.
- Źle... - posłała mi wymuszony uśmiech.
- Wszystko prze ze mnie... nie chcę żeby coś cię bolało! - jęknąłem. Gdybym dopilnował tego żeby mieć to cholerne zabezpieczenie, wszystko byłoby inaczej! Nie żałuję tego, że będziemy mieli dziecko... ale w miarę gdy to się zbliża jestem co raz bardziej przerażony.
Spojrzałem na jej chudą rękę. Widniał na niej pierścionek.
- Jeszcze go nosisz? - spytałem uśmiechając się.
- Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek dostałam. - odpowiedziała słabo.
- Jak nazwiemy dziecko? - spytałem.
- A jak byś chciał? - odpowiedziała po czym wykrzywiła twarz w bólu.
- Dziewczynka Destiny...a chłopiec...niee, to będzie dziewczynka na 100% - powiedziałem na co się uśmiechnęła.
Delikatnie zacząłem całować jej szyję. Czułem jak jej tętno jest przyspieszone, a mięśnie napięte.
- Czyje będzie miała nazwisko? - spytałem nie przerywając pocałunków. Miałem nadzieję, że odpowie ,,Styles"...
 - Nie jesteśmy małżeństwem - odparła tylko.
- Ale będziemy. Całkiem niedługo. Tak więc Destiny Styles. - na dźwięk wypowiadanych przez samego siebie słów moje oczy zrobiły się wilgotne.
Nagle Gabby jęknęła i ścisnęła mocno moją rękę. Wszystko potoczyło się strasznie szybko.
***********************
12 godzin później
***********************
Opryskałem twarz zimną wodą. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak zombie. Dosłownie białą skórę twarzy pokrywały sine wory pod oczami. Włosy miałem rozczochrane a usta wyschnięte i popękane.
11 godzin jednocześnie najlepszych i najgorszych w moim życiu. Patrzyłem na cierpienie i łzy Gabby. Widziałem jak bladła, zaciskała oczy. Najgorsze jest to, że ja w ogóle nie mogłem jej pomóc. Przez cały ten czas mogłem ją tylko wspierać trzymaniem ręki, głaskaniem po głowie. Teraz byłem ojcem. Na świat, dokładnie o 4.56 12 czerwca przyszła Destiny. Moja i Gabby córka. Cały czas trzęsą mi się ręce. Nigdy nie zapomnę uczucia jak trzymałem ją zaraz po porodzie na rękach. Jest taka malutka...
Najpiękniejsza istotka jaką kiedykolwiek widziałem. Byłem oczarowany. Ta chwila byłaby cudowna, gdyby nie to, że Gabby była wycieńczona. Teraz ma masę badań, leki, kroplówki...
Destiny po licznych badaniach leży w inkubatorze. A ja stoję przed lustrem w szpitalnej łazience i nie mogę być przy ani jednej z nich...
Wyszedłem z pomieszczenia, czekał na mnie w holu Louis i Danielle.
- Jestem chrzestnym! - krzyknął szczęśliwy Tomlinson i klepnął mnie w plecy.
- Co z nimi? - spytała Dani.
- Z małą wszystko dobrze, z Gabby nie wiem... - powiedziałem.
Czekaliśmy kolejne 2 godziny. Myślałem że się tam na środku po prostu popłaczę ze szczęścia i bezradności jednocześnie. Dziwne uczucie.
Za to całą tą mękę wynagrodził wieczór.
Gabby w pół leżącej pozycji karmiła małą a ja siedziałem przy niej i dotykałem delikatnych włosków Destiny.
Nie mogłem uwierzyć w to jak bardzo się zmieniło moje życie. Wiem że żadne z tych decyzji które doprowadziły do dzisiejszego dnia nie były błędem.
- Harry kochasz mnie jeszcze? - szepnęła Gabby.
- Nikogo nie kochałem, nie kocham i nie będę kochać mocniej. Nie wiesz, jaki jestem dzięki tobie szczęśliwy... - odpowiedziałem bardzo cicho.
___________________________________________________________________________
Ba dum tssss! Niespodzianka!
Wiem że się nie spodziewaliście rozdziału ;)
Ale przecież nie mogłabym skończyć ,,Breathe" tak nagle.
Był kryzys z brakiem weny, ale mam już przemyślaną akcję na kilkadziesiąt rozdziałów!
Cieszycie się? ;)
Jeden warunek: CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
Ostatnimi czasy mój dzień wygląda tak, że o 8.00 jadę do szkoły, o 16.00 wychodzę i od razu jadę do studia, bo ostatnio mam pełno koncertów a potem na trening. Wykończona muszę jeszcze pisać rozdziały. Jeśli zabraknie mi energii i motywacji, ,,Breathe" skończy się nagle, a tego byście chyba nie chcieli? ;)
Misialik




8 komentarzy:

  1. Znakomity! A propo mamy podobnie. Ja nauka i treningi i jeszcze blog:-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow nie spodziewałam się tego. Super czekam na następny.;) <3alutka

    OdpowiedzUsuń
  3. Koncerty? Studio? zajebisty blog :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)) + wiele osób mnie o to pyta na e -mailu więc napiszę o tym w osobnym poście. ;>

      Usuń