poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział XXXIV

Minęły 3 dni a ja wciąż tkwię w szpitalu. Jestem już wyspana i wypoczęta za wszystkie czasy! Nadal gdy chodzę towarzyszy mi ból, ale wiem że to minie, i że jest on czegoś warty. Destiny jest najgrzeczniejszym dzieckiem pod słońcem. Płacze bardzo rzadko. Przeważnie śpi albo bawi się grzechotkami przywiezionymi przez wujka Louisa, wujka Nialla, wujka Zayna i wujka Liama, a także przez ciocię Eleanor i ciocię Danielle. Nadal to dziwnie brzmi. Nudzę się tutaj potwornie, dla tego teraz często wchodzę na strony plotkarskie. Przeczytałam tam ciekawe rzeczy. Między innymi, że Harry potwierdzał że urodził się mu syn, albo że to nie jego dziecko. Jeszcze wiele innych głupot. Nie wiem po co piszą coś, co sami wiedzą że nie jest prawdziwe, ale przynajmniej się pośmieję.
Dzisiaj miała przyjechać mama Harry'ego z Gemmą, Styles musiał po nie pojechać i zostałam sama.
Pojechał do Holmes Chapel rano o 8.00 , jest 18.00 więc niedługo powinni być. Wstałam z łóżka i wzięłam Destny na ręce.
Pocałowałam ją w główkę. Pachniała Harry'm. jego perfumami i zapachem. Nie wyjeżdża nawet na noc do domu, tylko tutaj siedzi. Nie potrafię przemówić mu do rozumu. Siedzi tutaj, i przytula małą. Całuje, bawi się z nią, dla tego teraz jest jakby przesiąknięta jego cudownym zapachem. Usiadłam z powrotem na łóżku, skrzyżowałam nogi i mocno wtuliłam w siebie moją córeczkę. Była taka mała, a ja ją kochałam do szaleństwa, tak jak Harry. Mała istotka, a już każdy ją kochał. Dzień po urodzeniu wiedział o niej cały świat...
Jedyne co teraz mnie nie pokoi to to, jak sobie poradzimy z Harrym. Myślałam że o pokazach nie mam co myśleć, bo modelki po ciąży zwykle nie mogą tego kontynuować, ale wszyscy z agencji byli wczoraj tutaj, i powiedzieli że już na mnie czekają...
Bardzo się cieszę, ale to będzie się wiązało z licznymi wyjazdami. Harry ma koncerty, trasy, spotkania z fanami, spędza czasem cały dzień w studiu, a dziecko potrzebuje uwagi i opieki.
- Gabby, córciu! - usłyszałam krzyk Anne. Gdy tak mówiła bardzo się cieszyłam, zwłaszcza teraz po porodzie, kiedy w ogóle z rodziny nie miałam opieki. Nie mam rodziny, a to wszystko utrudnia.
- Cześć mamo. - uśmiechnęłam się, i wstałam żeby ją przytulić.
- Nie chodź, proszę cię. Jak będziesz się ruszać, rany się nie zagoją. - powiedziała z troską.
- Jakie rany? - spytał przerażony Harry wchodzący właśnie do sali.
Zaśmiałyśmy się tylko, wymijając temat.
- Siadaj na łóżko i nie warz mi się z niego ruszać. - powiedział udając złość Styles.
- Co mi zrobisz? - zaśmiałam się.
- Masz szczęście że trzymasz dziecko na rękach. - odparł zabierając mi je i wkładając do łóżeczka.
- Ale zobacz, teraz już nie masz! - krzyknął gwałtownie biorąc mnie na ręce. Pisnęłam tylko, i chwyciłam się mocno jego szyi.
- Puść mnie idioto! - krzyknęłam ze śmiechem bijąc go po plecach. Anne przyglądała się temu również się śmiejąc. Pamiętam jak przy naszym pierwszym spotkaniu mówiła mi, jak bardzo się cieszy że Harry znalazł kogoś takiego jak ja, to było dziwne, ale w miarę jak poznałam wcześniejsze ,,związki" Styles'a trochę to zrozumiałam...
Oplótł moje nogi w pasie, a swoje ręce przeniósł na moje pośladki.
- Teraz będę cię tak nosić.
- Żeby twój kręgosłup nie wytrzymał? - zaśmiałam się.
- Uniosę cię jedną ręką.
 Po kilku minutach dręczenia mnie, i ukrytego masowania moich pośladków posadził mnie na łóżku.
- Gdzie jest Gemma? - spytałam po chwili.
- Była umówiona na jakieś badania kontrolne, będzie za jakiś czas. - powiedziała Anne pochylając się nad łóżeczkiem Destiny. Harry usiadł na krześle przy mnie.
- Mogę ją wziąć na ręce ? - spytała nagle.
- Oczywiście, przecież jesteś jej babcią. - zaśmiał się Hazz.
Z szerokim uśmiechem, delikatnie podniosła ją z łóżeczka. Wpatrywała się w nią z zaszklonymi oczami. Kolejna osoba którą ta mała paskuda oczarowała.
- Jest bardzo do ciebie podobna, Gabby. - uśmiechnęła się.
- Nie prawda, bo do mnie! - wykrzyknął oburzony Harry.
- Dziewczynka ma być podobna do chłopaka? - oburzyła się w żartach tym razem Anne.
- Jestem mężczyzną, nie chłopakiem! - powiedział naburmuszony robiąc głupkowatą minę.
- Został ojcem, a nie wydoroślał... współczuję córeczko.- powiedziała kręcąc głową i patrząc się na swojego syna.
- Wydoroślałem... trochę... - uśmiechnął się do mnie.
- AAA właśnie, jakie nazwisko ma Destiny? - spytała Anne.
- Styles, Destiny Styles. ,,Minay" by jej nie pasowało. - odparł z dumą Harry.
- Destiny Minay......Destiny Styles....wiesz, ja myślę że Minay ładniejsze. - zaśmiała się matka Harry'ego.
Kiedy spojrzał się na nią z wyrzutem, powiedziała:
- Przecież żartuję! I mam nadzieję, że Gabby też tak się będzie kiedyś nazywać. - uśmiechnęła się do mnie.
 - Nawet całkiem niedługo. - odparł Harry.
Zadzwonił jego telefon.
- Halo? - spytał do słuchawki.
- W szpitalu, a gdzie mam być? - spytał ze śmiechem po krótkiej przerwie.
Tym razem długa przerwa, a w miarę upływających sekund oczy Harry'ego się rozszerzały.
- Kurwa Paul przepraszam! Już lecę, będę jak najszybciej! - krzyknął rozłączając się.
Widząc nasze pytające spojrzenia.
- Zapomniałem kompletnie o występie! Mam pół godziny, muszę lecieć, jesteśmy w kontakcie i po wywiadzie i występie przyjadę! - cmoknął mnie szybko w usta, Destiny w czółko, przytulił mamę i wybiegł dosłownie z sali.
*Harry's pov*
Po 15 minutach drogi dotarłem na Wembley Arenę. Biegiem dotarłem do naszej garderoby.
- Przepraszam! - wykrzyknąłem tylko próbując złapać oddech.
- Oj Styles, Styles, musisz być taki roztrzepany? - jęknął Paul.
- Wybacz mu, jest świeżo upieczonym ojcem, ma prawo. Też tak miałem. - zaśmiał się Louis.
- Co w ogóle śpiewamy? - spytałem odwieszając na wieszak kurtkę.
- Załamię się za chwilę. Midnight Memories! Wiesz, może jeszcze karteczkę ze słowami ci wydrukuję, żebyś solówki nie zapomniał! - krzyknął zniechęcony Paul.
- Niee, dam radę. Będzie ze mną lepiej, ale na razie odczuwam mały szok. Destiny ma dopiero 4 dni! - odparłem.
- Harry, bardzo się cieszę. Destiny i Gabby są przepiękne, ale musisz skupić się też chociaż w małym stopniu na zespole. Rozumiem cię doskonale, ale jeśli teraz przez ten szok coś zawalisz, ciężko ci to będzie odbudować. - upomniał mnie Paul.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się.
Poklepał mnie po ramieniu i wykrzyknął:
- Dobra chłopcy, to teraz na sucho! Raz, dwa, trzy!
Zacząłem śpiewać moją solówkę, a po mnie chłopcy. Wszystko potoczyło się szybko, i po chwili byliśmy już na scenie. Na szczęście na <WYSTĘPIE> nie popełniłem żadnego błędu, i Paul mnie nie zabił. To co dalej się potoczyło było dość dziwne....




3 komentarze:

  1. 35 years old Marketing Assistant Ellary Kinzel, hailing from La Prairie enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and tabletop games. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a Bentley Speed Six Tourer. sprawdz post po prawej

    OdpowiedzUsuń