wtorek, 15 października 2013

Rozdział XXIV

- Uspokójcie się...może...może to nie ten samolot? - spytał rozpaczliwie próbując nas pocieszać Liam.
- Chłopcy spokojnie... - powiedziała moja mama.
- Mamo one nie żyją! - wrzasnąłem. Nie panowałem nad sobą tak samo jak Lou.
- Jadę na lotnisko. - wyjąkał Tomlinson.
 Chwyciłem telefon i wybiegłem za nim, nie zważając na matkę i chłopaków.
Fanki już wiedziały o co chodzi, i nawet nas nie zatrzymywały.Nie robiąc nic były dla nas wsparciem. Ale dziś nie zwróciliśmy na nie uwagi, zatraceni w nadziei że El i Gabby leciały innym samolotem. Teraz wiem, jak bardzo stała się dla mnie ważna ta zadziorna,  uparta i czasem oziębła blondwłosa dziewczyna!
Nie mogłem już powstrzymać łez. Ryczałem jak dziecko. Ja nie przeżyję bez Gabby! Ja nie dam rady! Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
Nie czekając aż Louis wyłączy silnik wybiegłem z samochodu i podążyłem w stronę lotniska.
Ochrona nie przejmując się za bardzo mną całym czerwonym od płaczu otworzyła mi tylko obojętnie drzwi. Za mną podążał Louis.
Dopadłem pierwszego lepszego kierownika.
- Macie jakieś dowody na to, że one rzeczywiście leciały tym samolotem?! - wyjęczałem.
- Niestety....panowie, proszę, uspokójcie się...nie ma na razie nic wskazującego na to, że pani Calder i Minay leciały tym kursem... ale.... - rozłożył ręce bezradnie.
Louis schował ręce w dłoniach, ja walnąłem pięścią w ścianę.
- ...ale na pewno lepiej będzie, jeśli panowie się uspokoją, a ja zrobię wszystko żeby było dobrze... - dokończył.
- A odda nam pan je? Jak mamy się nie denerwować! - warknąłem.
Nie odpowiedział nic, po za krótkim ,,przepraszam na chwilę" i odszedł.
Załamani usiedliśmy na ławce. To nie mogło się stać! Ja bez niej nie przeżyję! Nie dam rady bez Gabby...
Chcę być z nią na zawsze! Zawsze przy niej! Chcę mieć z nią dzieci, i być aż do śmierci!

- Harry! - krzyknął Louis trącając mnie w ramię. Pokazał mi w oddali dwie dziewczyny: blondynkę i brunetkę.
Zerwaliśmy się do biegu, jęcząc rozpaczliwie gdy zobaczyliśmy jak wsiadają do taksówki.
Nadzieja, nikła, pieprzona nadzieja że to będą one kazała nam biec ile sił w nogach za pojazdem.
100 metrów, 200 metrów, 300...maraton  w którym nie wiesz czy cel okaże się być słusznym i prawdziwym.
- Chyba będzie trzeba podwoić liczbę treningów na siłowni! - jęknął zdyszany Louis.
Sprintem przebiegliśmy chyba 1 kilometr, i potem zaczęliśmy zwalniać do truchtu.
Przy jednym ze sklepów taksówka się zatrzymała, i dziewczyny wysiadły z niej. Ulice w Californii były proste, więc z łatwością mogliśmy zobaczyć je oddalone od nas 600 metrów. Zacisnąłem zęby i puściłem się sprintem. Ciężko dyszałem, wypuszczałem powietrze przez zęby, krzywiąc się przy tym. Jęknąłem jeszcze raz i przyśpieszyłem. Myślałem że zemdleję. Ale jeśli to Gabby, będę najszczęśliwszym człowiekiem na świcie, razem z Louisem który dotrzymywał mi tempa cały czerwony.
Poznałem ją. Ten uśmiech, włosy, chude nogi. To ona! Moja, najdroższa Gabby!
- Gabrielle! - wrzasnąłem zmuszając swoje nogi do biegu w szalonym tempie. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne uśmiechając się lekko. Była zdezorientowana, a ja teraz płakałem ze szczęścia. Chciałem wrzeszczeć, jak bardzo się bałem, jak bardzo ją kocham!
Wbiegłem na nią rozpędzony chwytając ją na ręce. Z jej ust wydobył się lekki krzyk paniki, ale po chwili patrzyła na mnie spokojnie ze zdziwieniem.
- Gdzie Eleanor! - wrzasnął nadbiegający Louis. Kiedy go zgubiłem? Za nim zobaczyłem staruszkę z rozerwaną siatką. A no tak, musiał na kogoś wbiec.
- W sklepie... - odparła nadal zaskoczona Gabby.
Tomlinson wbiegł w szaleńczym tempie do budynku.
- Co się stało? - odparła ze śmiechem.
- Ty się jeszcze pytasz?! Samolot którym myśleliśmy że leciałyście wpadł do oceanu! Myśleliśmy że was straciliśmy! - rozpłakałem się trzymając ją na rękach i przyciskając do siebie jak tylko to możliwe.
- Eleanor szukała kosmetyczki...i się spóźniłyśmy na ten samolot... - odparła lekko zszokowana. Otarła się ze śmiercią. Ocaliła ją pieprzona kosmetyczka.
- Mogłem cię stracić! - wyjąkałem, wtulając się w jej piersi.
Wplotła palce w moje loki, delikatnie całując mnie w czoło.
- Kocham Cię. - wyszeptała.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej. Myślałem że oszaleję, jak usłyszałem o tej katastrofie... - musnąłem jej usta. Paparazzi będą mieli na prawdę ciekawy materiał.
***
4 godziny później
***
Ręce jeszcze mi się trzęsły po dzisiejszym dniu, mogę go zaliczyć do tych najgorszych z całą pewnością. Teraz chodź by jeden, cichy huk gdy Gabby spadła łyżka wywołała u mnie panikę, bo myślałem że coś jej się stało.
- Kochanie jesteś gotowa? - krzyknąłem do Gabby.
- Tak, już idę. - odpowiedziała z łazienki.
Wszedłem powoli do pomieszczenia. Położyłem ręce na jej biodrach i zassałem jej szyję, robiąc wyraźną malinkę. Uśmiechnęła się tylko, i delikatnie pocałowała mój nos.
- Nie wierzę że mogłem cię stracić... - wyszeptałem.
- Spóźnisz się na swój koncert. - uśmiechnęła się zmieniając temat.
W drodze na arenę nie odzywała się do mnie. Tylko chłopaki wariowali. Paul, moja matka, Robin, Lou i Eleanor też byli cicho. Wszystkich dotknęło w jakimś stopniu dzisiejsze zdarzenie.
Przy arenie czekały tłumy fanek. Szybko przeszliśmy za bramki i weszliśmy na obiekt.
Chwyciłem mocno Gabby za rękę.
Gabby's pov.
Trudno się otrząsnąć po wiadomości, że mogłam umrzeć. Ale wolę o tym nie myśleć, tylko zająć się Stylesem. Jak on się stara! Widzę, że mnie kocha.
Rodzice Hazzy usiedli obok sceny, wraz z Paulem. Chciałam zrobić to samo, ale chłopak pociągnął mnie za rękę i poszłam z nim za scenę.
Ujął moją twarz w dłonie.
- Masz zawsze być przy mnie, rozumiesz? - wyszeptał patrząc mi się prosto w oczy.
- Dobrze Harry, ale na koncercie mogę siadać obok sceny, prawda? - zaśmiałam się.
- Nie. - odparł krótko.
- Nie wyjdę z tobą na scenę idioto! - krzyknęłam zszokowana. On cały czas wpatrywał mi się spokojnie w oczy.
- Wyjedziesz. Muszę cię pilnować. - wyszeptał.
- Harry...a jak będę wyjeżdżała na pokazy, sesje, fashion weeki ? - spytałam próbując go przekonać.
- Pojadę z tobą. - uparł się.
- A twoja trasa? Koncerty? Spotkania z fanami? - byłam zaskoczona jego nastawieniem.
Spuścił głowę i nie wiedział co powiedzieć.
- No właśnie. Rzeczywistość po prostu jest taka, że nie dasz rady być zawsze ze mną. Będziemy musieli się rozdzielać. Przecież ja na tej samej podstawie mogę obawiać się o ciebie Harry! Masz miliony fanek, ładniejszych ode mnie! Podróżujesz więcej ode mnie...to ja tu mogę się obawiać, że stracę cię albo  przez to że znajdziesz lepszą, albo...przez tą drugą, jeszcze gorszą opcję! - wykrzyczałam.
- Nigdy, przenigdy bym cię nie zdradził! - zapewnił.
Spotkał się z moim krytycznym wzrokiem.
- Ty już to zrobiłeś, Harry. - odparłam spokojnie.
- To był największy błąd jaki popełniłem. Ty jesteś najpiękniejsza, najlepsza, jedyna. Liczysz się tylko ty, rozumiesz? - zacisnął zęby.
_____________________________
To jutro pasowanieee :D
Jaram się...nie wiem czemu właściwie xd

Mam prośbę: u nas pasowanie polega jakby na czymś innym niż normalnie, pozwolę sobie nie tłumaczyć dla czego bo za długo by to trwało xd

Ale jutro od 8.00 mam hiszpański, potem od 9.00 fizykę, i dalej próby, a o 12.00 zaczyna się pasowanie. Trzymajcie za mnie kciuki ;)

A wy jakie lekcje macie jutro? ;)

Dziękuję za te 2 komentarze, które zmobilizowały mnie do pracy zamiast tańczenia po pokoju xd
Do następnego ;*




6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział kochana.. Nie mogę się doczekać nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Jestem bardzo wdzięczna za komentujesz ;*

      Usuń
  2. Wow ycycyccycycyycycycyc zarąbisty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ;* nie wiesz ile ten komentarz dla mnie znaczy :D

      Usuń
  3. Omomomoomm! Boskiieeee!! Dodałabym wcześniej koma ale moi zaje***ci rodzice mieli do mnie wąty że siedze ciągle na necie-_- Pozdrawiam:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spooko, znam to u mnie też ciągle mówią żebym ,,ruszyła się sprzed tego laptopa" mimo że siedzę dziennie max po 3,5 godz.;/
      dzięki że komentujesz <3

      Usuń