środa, 25 września 2013

Rozdział XIX

                            Przeczytaj notkę pod rozdziałem!


- No i wtedy uciekłam i jestem u ciebie i ja.... - nie mogłam dokończyć.
- Będziesz ze mną? - spytał nie interesując się chyba zbytnio moją historią.
Byłam u Marka. Marka Twinsona. Nie wiem czemu. Może dla tego, że nie chcę być sama?
- Słuchałeś mnie? - spytałam mężczyznę.
- Gabby...oczywiście! - powiedział przysuwając się do mnie. Pokręciłam głową i wstałam z kanapy.
- Mam na imię Gabrielle. Ja już pójdę. - odparłam i szybko opuściłam jego apartament.
Nie wiele myśląc wypisałam numer Harry'ego i już po chwili usłyszałam jego głos.
- Halo? Gabby? - spytał zaskoczony.
- Harry....możemy się spotkać? - odpowiedziałam pytaniem.
- Oczywiście! O której?
- Po prostu przyjedź do mnie. Obojętnie kiedy. - odparłam cicho.
- Dobrze, za 2 godzinki bo teraz jestem w studiu z chłopakami. - odparł zaskoczony.
Doszłam szybkim krokiem do domu w 5 minut. Zdjęłam nie wygodne buty, szybko przebrałam się w.....t-shirt Harry'ego...
- Skąd to tu się wzięło? - mruknęłam sama do siebie, mimowolnie rozkoszując się pozostałością po jego perfumach.
Przykryłam się kocem. Byłam tak zmęczona, że nie mogłam trzeźwo myśleć.
~~~~~~SEN~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- oooooooo! - wydała okrzyk podziwu Jane. Dopiero teraz zorientowałam się, że trzymam na rękach maleńkie dziecko, właściwie noworodka. Włosy miałam spięte w wysokiego koka, leżałam na kanapie przykryta puszystym kocem, i przytulałam owiniętą w pachnącą kołderkę istotkę.
- Jak wy słodko wyglądacie! - szepnęła po czym delikatnie pogłaskała główkę dziecka.
Przy małym ruchu poczułam ból. Całe moje ciało było jakby bez życia, całe obolałe.
- Nadal cię boli? - spytała z troską moja przyjaciółka.
- Trochę, bywało gorzej. - uśmiechnęłam się.
- Wiem...matko, jak sobie przypomnę co było jeszcze 2 dni temu.... ale wiedziałam że ty się  nie poddasz. Za to całe cierpienie masz teraz jak w raju. - powiedziała rozmarzona.
- No nie wiem....boję się jednak...przyszłości. - wahałam się.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Harry nie pozwoli żeby wam się coś stało. A właśnie, jak się spisuje w roli ojca? - spytała.
- Dobrze, bardzo dobrze...ale ja nie wiem czy on tego czasem nie robi z obowiązku bo... - nie dokończyłam.
- Żartujesz sobie chyba?! Harry jest wami zauroczony! Oczy mu się świecą i widać jaki jest szczęśliwy.- odparła.
Spojrzałam na dziecko. Obudziło się. Widać było niezwykłe, zielone oczka i rzadkie, brązowe włoski.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przestronne wnętrze zaskakiwało nowoczesnością. Wielkie okna dawały ogromną ilość światła.
- Widzisz? Masz wszystko. Mówiłam że jeszcze będziesz szczęśliwa. - uśmiechnęła się. - mogę potrzymać małą?
- Jasne. - zaśmiałam się delikatnie i powoli podając w jej ramiona owiniętego noworodka.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Już miałam wstać, gdy Jane coś powiedziała.
- Nie możesz jeszcze wstawać! - powiedziała przytrzymując mnie.
- Jane, błagam cię, nic mi nie będzie. Poród to chyba nie choroba. - zaśmiałam się.
Gdy wstałam i zrobiłam kilka kroków do drzwi poczułam lekki ból w podbrzuszu, ale nie dałam po sobie tego poznać. Nacisnęłam na klamkę i....moim oczom ukazał się on.



 - Miałaś nie wstawać kochanie! - powiedział i mocno wessał się w moje usta. Rzucił swoją torbę na ziemię i wziął mnie na ręce nie przerywając pocałunku. Mogłam przez całe dnie się w nim zatracać. Był taki przystojny!
Jane odchrząknęła ze śmiechem.
- Cześć Jane. - uśmiechnął się Harry i położył mnie na kanapie, przykrywając kocem.
Złożył jeszcze jeden pocałunek na moim czole, i podszedł do mojej przyjaciółki.
- Myszka! - powiedział szeptem. Oczy mu się zaszkliły, gdy delikatnie brał małego noworodka na ręce.
Wyglądał uroczo. Wysoki, smukły i idealnie wyrzeźbiony, trzymał na rękach malutką dziewczynkę.
- Mój skarb. - wyszeptał poprawiając kocyk.
~~~~~~~~~~~~~~KONIEC SNU~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Wybudził mnie dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich i nacisnęłam klamkę.
- Lou?! - krzyknęłam zaskoczona, chyba nadal nie orientując się że stoję przed nim w ledwo zakrywającej biodra koszulce Harry'ego.
- Mogę wejść? - spytał.
- Tak, jasne. - powiedziałam zamykając za nim drzwi.
- Chcesz coś do picia? - spojrzałam na siadającego na kanapie chłopaka.
- Nie, ja tylko na chwilę, wyrwałem się ze studia. - uśmiechnął się.
- Już nic nie rozumiem. Wyrwałeś się ze studia żeby przyjść do mnie, a nie jak już do El? - spytałam zdezorientowana.
- El ma sesję, i Gabby do cholery mam ważną sprawę, a ty nic nie rozumiesz! - zaśmiał się.
- Ok, już słucham. - powiedziałam siadając na kanapie.
- Chodzi o Harry'ego. - zaczął.
- A...co ja mam do tego? Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie interesuje się jego życiem, problemami, tym z kim się rucha i co robi. - skłamałam.
- Niby tak ale...Harry zmienił się, i to ogromnie. Przeklina, pali, ćpa, pije. Zrobił sobie więcej tatuaży. On już nie jest sobą. - powiedział przygnębiony.
 - Wybacz Lou, ale nadal nie widzę gdzie w tym jestem ja? - nie nadążałam.
- Zmienił się bo nie ma ciebie. Przed zespołem miał problemy z kontrolą nad sobą, ale się leczył. Teraz to powróciło, i boję się że z jeszcze większą mocą....myślimy nad zawieszeniem działalności zespołu na jakiś czas, bo jeśli Harry i ogólnie my wszyscy się nie zmienimy...to może się skończyć bolesnym upadkiem.  - wydukał.
Media pisały że zespół się zmienił....ale że aż narkotyki? Alkohol? Ci grzeczni chłopcy, którzy chodzili w sweterkach i zawsze ułożonych idealnie włosach nagle tak diametralnie się zmienili?
- Tommo, ale co ja ci na to poradzę? - spytałam.
- Nie mówię żebyś z nim była...ale chociaż spotykaj się z nim czasem....działasz na niego uspokajająco... - powiedział nie smiało.
- Louis, on mnie zdradził. Potraktował mnie jak zabawkę, i ja nie zamierzam się nim przejmować. - odparłam krótko.
- Ale Gabby...to widać że na wzajem się potrzebujecie. - stwierdził.
- Lou, wyjdź. Nie chcę o tym gadać. - powiedziałam.
- Dobrze ale....zastanów się... - chłopak wstał, pożegnał się i wyszedł.
Czy to było aż tak widoczne? Że ja aż tak go potrzebowałam? Nie, ja go w ogóle nie potrzebuję! Co ja gadam, zaprzeczam samej sobie. Potrzebuję jego bliskości, jego uśmiechu, dotyku, charakterystycznego śmiechu.....nawet tych zboczonych odzywek! Chcę go mieć przy sobie! Ale czy on mnie znowu nie zdradzi? Trzeciego razu bym nie przeżyła. To mnie boli. Mam nadszarpaną psychikę przez to, że nigdy nikt mnie nie chciał, i przez zdradę kogoś kogo kochałam czuję się jeszcze gorsza, nie potrzebna...
Wiem jedno: muszę go mieć przy sobie! Nie muszę go całować, nie może być mój, ale chcę....go widzieć....
Tak, kocham go. Kocham, cholernie, szalenie kocham!
__________________________________________
Kochani następny rozdział za 4 dni ;( Niestety zepsuł mi się laptop, i ryzykuję życie pisząc ten rozdział na kompie ;/ Nie chcę żeby moi rodzice widzieli tego bloga, więc perfekcyjnie muszę wyczyścić historię i w ogóle.
Druga sprawa: zastanawiam się nad zakończeniem bloga. Nikt nie komentuje, nikogo tu nie ma. Staram się, a komentuje 1 osoba. Więc uważam że to bez sensu. Skończę jakąś śmiercią, albo czymś tam jeszcze i tyle.
Mam kończyć? Czytacie to?
pozdrawiam, @JuliaMalik


2 komentarze:

  1. Nie kończ tego to jest świetne kocham tooooo. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. nije kończ. to mnie jeszcze bardziej dobije. cudo. masz podobnom sytuacje do mojej. moi rodzice też nie wiedzą.

    OdpowiedzUsuń