sobota, 28 września 2013

Rozdział XX

 DUŻO PRZEKLEŃSTW.
____________________
- Gabby proszę, posłuchaj mnie... - błagał od jakiegoś czasu lokowaty brunet, stojąc na moim korytarzu.
Wzruszyłam ramionami.
Podszedł do mnie powoli i przycisnął do ściany. Delikatnie zaczął głaskać moją szyję, aż wkrótce przyłożył swoje usta do moich. Czułam...rzeczywiście, alkohol i papierosy, czyli że to co mówił Lou jest prawdą. Nie mogłam go odepchnąć. Byłam sparaliżowana. Dreszcze i wszystkie reakcje na jego dotyk powróciły...
- Widzę jak twoje ciało na mnie reaguje. Potrzebujesz mnie, a ja cholernie potrzebuję ciebie, - wyszeptał.
- Zostaw mnie. Nie będę z tobą, nigdy rozumiesz? - wysyczałam nadal przyparta do ściany.
Wpatrywałam się w jego twarz. Momentalnie zacisnął pięści i szczękę, na jego szyi pojawiły się wydatne żyły a oczy...zrobiły się inne - jakby zalały się czernią. Nigdy tego nie widziałam.
- Nawet nie wiesz, suko jak łatwe było by dla mnie pieprzenie cię teraz, bez twojej zgody! Jesteś szmatą!-wrzasnął.
Bałam się, potwornie się bałam, mimo że przed domem było pełno paparazzi czułam się sama, bezradna.
Przełknęłam łzy.
- Wynoś się! Wynoś się rozumiesz?! - krzyknęłam płacząc.
Chłopak jakby przerażony spojrzał na swoje ręce i wybiegł z domu.
Osunęłam się po ścianie na podłogę, i zaczęłam płakać. On, ktoś po kim nigdy bym się nie spodziewała, nazwał mnie suką i szmatą!

Harry's pov.
*kilka dni później*
- Jesteśmy tego pewni, na 100% tak? - spytał jeszcze raz Liam.
- Chłopacy błagam, nie opuszczamy ich! 3 miesiące to takie dłuższe wakacje jakie zwykle miewaliśmy! Będziemy pisać piosenki, będziemy robić to co nie dawno, tylko bez podróżowania, to nie tak długo wbrew pozorom...przyda to się nam wszystkim, a zwłaszcza Harry'emu. - powiedział chmurnie się na mnie patrząc Tomlinson.
- Louis, wiesz że mi jest ciężko, nie musisz mi tego do kurwy jasnej wypominać! - krzyknąłem.
Od jakiegoś czasu nie panowałem nad sobą, nad swoim gniewem. Staczałem się. Tylko że nie mam nikogo, kto podał by mi rękę...
- Tylko taka jest prawda! - krzyknął brunet. - co ty ze sobą zrobiłeś? Zamieniasz swoje życie w gówno!
- Ty nie wiesz jak to jest stracić ważną osobą. Eleanor zawsze z tobą była i jest! Wspiera cię, a ja jestem sam! - wrzasnąłem.
- Sam sobie zawiniłeś! Gabby kochała cię na zabój, i nadal kocha! Ona jest cudowna, ale ty wolałeś pieprzyć się z Taylor, i ją skrzywdziłeś! Zapomniałeś chyba, że Gabby nie jest normalną dziewczyną! Ona się tnie! Przez ciebie się tnie, rozumiesz?! Nie będzie z tobą, bo boi się zdrady! Wszystko spierdoliłeś do końca! Po chuja jechałeś do niej na haju! Nazwałeś ją szmatą i suką, rozumiesz? Dla tego płacze, dla tego odizolowała się od świata! Jesteś świnią Harry! - wrzasnął rozpaczliwie Louis.
Poczułem okropnie, słysząc to z jego ust. Tommo zawsze był dla mnie ważny, bliski, a teraz mówił mi coś takiego.
Oczy chłopców spoczęły na mnie, no tak, nie wiedzieli tego. Prawdę znał tylko Louis.
- Nie mieszaj się w nie swoje zasrane sprawy! Ruchaj Eleanor i zajmuj się sobą, a nie mną! - wrzasnąłem.-cieszę się, że będę mógł od ciebie odpocząć!
- Ja przynajmniej nie zdradzam El! Ja ją kocham, a ty nie wiesz czego chcesz, jak jakiś dzieciak! - krzyknął.
 Zbliżyliśmy się do siebie. Zacisnąłem pięści.
- ej ej ej ej, chłopcy co wy robicie?!  - rozdzielił nas Liam.
- Chyba rzeczywiście musimy od siebie odpocząć. - wysyczałem wściekły i podążyłem w kierunku wejścia na scenę.
Po kilku minutach śpiewałem już przed tysiącami fanek - ostatni raz na jakiś okres czasu...
I w końcu przyszedł ten najtrudniejszy moment.
- Jak wiecie już pewnie z twittera, mamy wam coś ważnego do powiedzenia... - zaczął Louis.
- Przemyśleliśmy wszystko dokładnie razem, i stwierdziliśmy że.... - kontynuował Liam.
Zapadła cisza. Fanki nie piszczały, a żaden z nas nie potrafił im tego powiedzieć.
- To moja wina. Rozwaliłem wszystko bo byłem głupi. Przepraszam. Chciałem wam powiedzieć że...razem z chłopakami robimy sobie....przerwę. - powiedziałem nie pewnie, a na arenie rozległ się donośny odgłos smutku.
- To nie koniec, obiecujemy wam! Potrwa to może z 4-5 miesięcy. Musimy odpocząć. Zregenerować się.  - wyjaśniał Zayn.
- Mieliśmy już takie ,,wakacje", nie pamiętacie? Kilka razy mieliśmy przerwę w koncertach na miesiąc. Nie będziemy się pokazywać, wyjedziemy z Anglii, nie będzie koncertów, ale piosenki nadal będziemy pisać.-powiedział łamiąc się.
- I za jakiś czas wrócimy do was bardziej roześmiani, z nową płytą, a w naszych sercach zostaniecie na zawsze, pamiętajcie! - dokończyłem.
Pożegnaliśmy się i zeszliśmy ze sceny.
Nie patrząc na chłopaków wybiegłem z areny. Chcę to wszystko odreagować. Zniknąć.

Gabby's pov.
- Kurde, Jane nie jedziemy tam na wieki! - powiedziałam znudzona krzycząc do przyjaciółki. Krytycznym wzrokiem patrzyłam jak upycha 3 walizkę do bagażnika.
- Nigdy nie wiadomo. Tam spędziłyśmy dużo czasu, i ja chcę być tam długo. - powiedziała.
Zajrzałam do bagażnika.
- Weź to pod uwagę, że walizkę mam jeszcze ja, Alice, Jack i Mike! - odparłam.
Jechaliśmy do małej miejscowości, 400 km od Londynu. Tam mieliśmy swój dom, w którym mieszkaliśmy razem bardzo długo. Jack i Mike także byli z domu dziecka. Zawsze trzymaliśmy się razem.
- Gotowe? - spytał Jack.
- Po za tym że nie mamy gdzie włożyć walizek, to tak.  - uśmiechnęłam się do blondyna.
- To może jednak pojedziemy dwoma samochodami? I tak ciężko byśmy się zmieścili w jednym. -  zaproponował Mike.
Pomyśleliśmy że to w sumie nie jest zły pomysł, i w końcu ruszyliśmy dwoma samochodami: czarnym suv'em i białym Lange Rover'em.
Ja w tym pierwszym siedziałam wraz z Jane i Jack'iem.
- Gabby...przeczytam ci coś. - powiedziała nagle dziewczyna i zaczęła lustrować tekst w telefonie.
- ,,Brytyjsko - irlandzki boysband, One Direction zawieszony! Chłopcy na ostatnim koncercie w Londynie przekazali fanom, że opuszczają ich na kilka miesięcy. Członkowie wyjaśnili, że wszystkim przyda się odpoczynek od fleszy. Krążą plotki, że to Harry Styles spowodował rozpad chwilowy grupy, bo jak wiemy nie miał on ostatnio łatwego życia. Czy to definitywny koniec grupy? Nie usłyszymy ich nowych kawałków?"
Popatrzyłam się w okno. ON nie miał łatwego życia? A może ja? w końcu to ja zostałam nazwana szmatą!
- Nie czytaj o nich. Ze Stylesem rozdział definitywnie skończony. - odparłam patrząc się w szybę.
- Ale byliście tacy zakochani! - rozmarzyła się Jane.
Założyłam na uszy słuchawki i wzięłam do rąk telefon.
Na mojej playliście wciąż tkwiły piosenki One Direction.
Włączyłam Little Things <włącz TU i gdy zacznie się piosenka słuchaj i czytaj jednocześnie>

W moich uszach rozbrzmiał głos Malika.
Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.




Przypomniał mi się uśmiech Liama.
I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly.



Zaczęłam się rozpływać. Gdy śpiewali refren przypominałam sobie ich wygłupy, śmiech, imprezy. Chłopcy byli niezwykli.
Lou zaśpiewał swoją zwrotkę i....
Z rozmarzenia gwałtownie wyrwał mnie ten potworny, okropny, cudowny głos.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,
You never want to know how much you weigh.
You still have to squeeze into your jeans,
But you're perfect to me.


Stan upojenia, ekstaza, jakaś dziwna ,,zawiecha", zaprzestanie funkcji życiowych?
Wszystko na raz. Rozpaczliwe połączenie nie prowadzące do niczego dobrego, a właściwie do czegoś rozpaczliwego.
Jego zielone oczy, loki, umięśnione ciało....STOP! Gabby, co ty robisz?
Po prostu Harry ma w sobie coś niezwykłego, nieodparcie pięknego, o czym nie da się zapomnieć. Zwrotka Niall'a dobiegła końca, i znów usłyszałam głos Styles'a:
I've just let these little things slip out of my mouth.
Gwałtownie wyrwałam słuchawki z uszu. Dosyć. Drugi raz nie nabiorę się na ten jego urok. Koniec tego wszystkiego.

I dojechaliśmy do Malltown, małego miasteczka. Stanęliśmy przed naszym byłym, zniszczonym domem.
To musiało komicznie wyglądać. Nasza 5 stojąca w szeregu, z opuszczonymi rękami i szczękami do ziemi staliśmy jak wryci. Dobra, nikt nie zaglądał tam od 3 lat...ale czy to powód żeby budynek aż tak wyniszczał?
- Ja się boję co jest w środku. - odparła śmiejąc się z sytuacji Alice.
Machnęłam ręką i zdecydowanie pchnęłam spróchniałą furtkę.
- Trzeba będzie to odmalować, naoliwić, wysprzątać... - spojrzał na posesję  Mike.
Powoli odkluczyłam drzwi i nacisnęłam na zardzewiałą klamkę. Skrzypiące zawiasy ustąpiły, a moim oczom ukazał się zakurzony korytarz. Granatowe ściany były brudne, jasne panele skrzypiały i nic ogólnie nie trzymało się tutaj kupy.
- Ile tu jest roboty! - krzyknął przerażony Mike. Puknął w ścianę, i natychmiastowo odleciał od niej tynk.
Zapadła cisza. Przerażeni odkrywaliśmy nowe szkody w budynku.
- Hej! Nie możemy się poddawać! To miał być urlop z przygodami! Mamy zapomnieć o tym, co jest w Londynie, i dla tego robota dobrze nam zrobi! - krzyknęła jedyna pozytywnie nastawiona Alice.


Usiedliśmy w salonie i wszystko ustaliliśmy. Ja z Mik'em mieliśmy załatwić jak najszybciej farby, pędzle i wszystko potrzebne do remontu. Jack i Jane pojechali już w poszukiwaniu rzeczy niezbędnych do przeżycia: jedzenia i środków do czyszczenia (bo w tak brudnych pomieszczeniach nie można żyć.) A Alice została i jej zadaniem było wypranie wszystkich pościeli, firan i obrusów które tak zostawiliśmy.
Poszłam szybko do pokoju przebrać się. Nie mogłam przecież w dresach jechać do centrum.
Gdy siłowałam się z zamkiem od sukienki zadzwonił mój telefon. Louis?!
- halo? - spytałam zaskoczona.
- Gabby, może to głupie ale nie wiesz co z Harry'm? - zapytał zdenerwowany Lou.
- Nie....ale przecież niedawno mieliście koncert, i był z wami nie? - spytałam śmiejąc się.
- Tak ale...już pewnie słyszałaś że zespół zawieszony i że mamy tak jakby urlop i...może trochę się z nim pokłóciliśmy i zaraz po koncercie wybiegł z areny, wyjechał i...nikt go już nie widział... - powiedział zmartwiony.
- Nie wiem....nie ma mnie w Londynie więc za bardzo nie wiem jak wam pomóc... - odparłam bezradnie.
- Właśnie nas też nie ma w Londynie, myśleliśmy że Hazz  jedzie z nami ale gdy dotarliśmy na miejsce on....zapadł się pod ziemię, nie wiemy czy nawet wsiadł z nami do busa. Mogłabyś do niego zadzwonić? Od ciebie on na pewno odbierze... - poprosił Louis.
Westchnęłam.
- Dobrze. Odzwonię za chwilę. - rozłączyłam się, i wybrałam  numer Harry'ego.
Zaczęłam się denerwować, i to nie na żarty.
- Gabby! - usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka.
- Chłopcy się o ciebie denerwują, gdzie jesteś? - spytałam chłodno.
- W Holmes Chapel. - odparł spokojnie.
- Mogłeś im od razu powiedzieć. Martwili się o ciebie ale ty jak zwykle myślisz o sobie. - zdenerwowałam się.
W słuchawce usłyszałam damskie głosy.
- Gabby ja.. - próbował wyjaśnić.
- Nie myliłam się. Nic się nie zmieniłeś. - rozłączyłam się.
Wykonałam szybkie połączenie do Tomlinson'a i w pośpiechu poszłam do Mike'a.
Uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam samochodu.
Pojechaliśmy do jednego z większych sklepów.
- Ty tu jesteś kobietą, więc wybieraj kolor. - zaśmiał się Mike stojąc trochę przerażony przed ogromnym regałem z farbami.
- Dla czego ja? - zaśmiałam się, bo nienawidziłam wybierać kolorów.
Nagle zadzwonił do mnie telefon. Zastrzeżony numer.
- Halo?
- Gabrielle Minay? - spytał męski głos.
- Tak? - odpowiedziałam pytając właściwie.
- Jesteś teraz w Malltown. Za tydzień we wtorek masz być w parku o 14.00 przy fontannie, rozumiesz? - spytał krzycząc. Zadrżałam.
- Kim...kim ty jesteś? - spytałam.
Głos się roześmiał.
- Wrogiem Styles'a. Twój chłopak wpakował się w niezłe gówno, spotykając nas. On odebrał nam kiedyś pracę życia, my odbierzemy teraz to, co dla niego najcenniejsze. Nikt nie ma się dowiedzieć o telefonie i spotkaniu, inaczej on zginie. - rozłączył się.
Moja twarz zbladła. W co wpakował się Harry? W co do cholery on mnie wciągnął?


1 komentarz: