piątek, 13 września 2013

Rozdział XVI

Usiadłam zszokowana na łóżku. Gdy Harry przeczytał list namiętnie mnie pocałował.
- Kochanie... - wyszeptał Harry. Zarówno on, jak i ja nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
Ten list nie był dla mnie jasny. Jak miałam to zrozumieć? Co znaczyło ,,jeśli czytasz ten list, to pewnie nie żyję, albo jest ze mną źle"?.
Ciszę przerwał mój telefon.
- O tej porze?  - mruknęłam do siebie odbierając połączenie.
Dzwoniła Pani Busia.
- Gabby! Gabby mam nadzieję że cię nie obudziłam? - spytała zdenerwowana.
- Nie..nie, o co chodzi? - spytałam tym razem ja zdziwiona.
- Dzwonili do mnie przed chwilą ze szpitala pod Oxfordem*- krzyknęła. - przed chwilą trafiła do niego prawdopodobnie twoja matka!
- Co...ona? Kiedy? Co z nią?! - mimo że matka była mi daleka, zaczęłam panikować.
- Nie wiem, nic nie wiem Gabby. Chcesz tam jechać? - spytała.
- Tak! Oczywiście....to jednak mama! - powiedziałam wystraszona.
- Przyjadę po ciebie jak najszybciej się da, dobrze? - zadała mi pytanie.
- Nie, ja przyjadę po panią. Ja będę prowadzić, wiem jakie dla pani to męczące. Już się szykuję, za 15 minut będę. - krzyknęłam wstając z łóżka i ocierając łzę. Nie wiem dla czego aż tak bardzo się tym przejęłam.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany Harry.
- Matka...jest w szpitalu...muszę tam jechać! - powiedziałam wybierając byle jakie ciuchy z szafy. Poleciałam do łazienki.
- Zawiozę cię. - powiedział Harry przez drzwi.
- Ty musisz tu z nimi zostać. - wyszłam z łazienki. - dam sobie radę.
- A...na przykład jak będzie cię boleć, no bo wiesz....z tym okresem? - spytał z troską.
- Kotku, nie mam tego pierwszy raz. Wyjaśnij coś swojej matce. Nie wiem kiedy wrócę. - powiedziałam delikatnie cmokając go w policzek.
Wybiegłam z domu i szybko odpaliłam samochód. Na szczęście ulice były puste, a gdy wyjechałam z miasta jechałam jeszcze szybciej. Co się stało z moją matką?

Harry's pov.
Właśnie gdy wyszła z domu, uświadomiłem sobie jaki błąd popełniłem. Była zdenerwowana, płakała i pozwoliłem jej prowadzić po ciemku, jeszcze w pośpiechu!
- Styles, ty idioto! - wrzasnąłem do siebie przewalając rzeczy z szafki nocnej. Nie mogę po prostu wytrzymać. Nigdy specjalnie  nie mogłem zapanować nad gniewem. Teraz czułem, że za chwilę coś rozwalę. Jak coś się jej do kurwy stanie?! Co ja cholera zrobię?! Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju, nerwowo przeczesując włosy.  Jedynym wyjściem na uspokojenie jest chyba Gemma. Tak, ta wredna idiotka zawsze mnie pocieszała i trzymała moją stronę. Chwyciłem telefon i napisałem do niej sms-a.

,, Śpisz?"
         H xx

po chwili odpisała:

,,Nie braciszku, ale nie uważasz że to trochę dziwne że piszesz do mnie jak jestem w pomieszczeniu na przeciwko? ;D"
                             Gemma xx

Odłożyłem komórkę, ubrałem byle jakie dresy i wyszedłem z pokoju. Zapukałem do drzwi Gemmy, i gdy usłyszałem ,,Proszę" wszedłem do pomieszczenia.
- Edward, mogę wiedzieć...co ty odpierdalasz? Myślałam że spędzacie...upojną noc z Gabby - zaśmiała się.
- Gem, właśnie o to mi chodzi.  Przeczytała list od matki i... - zacząłem.
- Ale ona jest sierotą nie? - przerwała mi.
- Widać okazuje się że nie jest....alboo nie była. - powiedziałem cicho. Spojrzała się na mnie pytająco.
- Chwilę po przeczytaniu zadzwoniła do niej jej opiekunka z Domu Dziecka, i się okazało że jej matka trafiła do szpitala, 50 kilometrów stąd. - odpowiedziałem ponuro.
- Tak...po ciemku? - spytała z lekką troską w głosie.
Wstałem z łóżka.
- No właśnie. Jestem idiotą! Jak coś się jej stanie to się zabiję! - powiedziałem łamiącym głosem.
- Harry... - powiedziała cicho Gemma lekko mnie przytulając. - nic się jej nie stanie, uspokój się.
- Ja nie dam rady...Gem, ja nigdy się tak nie martwiłem... - szepnąłem.
- Popatrz na mnie. - ujęła moją twarz w ręce.  - nic jej się nie stanie, rozumiesz? - powiedziała szybko.
Kiwnąłem głową.
- Nie mogę się przyzwyczaić że jesteś wyższy. Sięgam ci do ramienia! - odparła ze śmiechem zmieniając temat. - to  ja zawsze byłam tą starszą, wyższą i.... - ugryzła się w język.
- I co? - spytałem zaciekawiony.
- Nie ważne, Harry.  - odrzekła.
- Ważne. - powiedziałem cicho.
- Nic, po prostu...wszystko trochę się skomplikowało...nienawidzę jak ludzie biorą mnie za nazwisko, a tak jest zawsze.... - odparła.
- Wiem Gemma. Mi tez nie jest łatwo. Przez tą sławę...no sama widzisz, nie będę cię zanudzał. Momentami jest super, ale czasem wręcz przeciwnie... - powiedziałem patrząc w okno.
Zapanowała cisza. Ja myślałem o Gabby. O tym gdzie teraz jest, jak się czuję. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że w tak ciężkiej dla niej chwili zostawiłem ją samą.

Gabrielle's pov.
Dojeżdżałam już do szpitala. Razem z Panią Busią szybko weszłyśmy do budynku.
- Nazwisko? - spytała obojętnie pielęgniarka z recepcji.
- Minay, Caroline Minay! - powiedziałam zdenerwowana.
- sala 203. - odparła krótko wracając do swojej pracy.
Pod drzwiami stała jakaś dziewczyna, mniej - więcej w moim wieku, a dalej jakiś chłopak. Mógł mieć ze 20 lat.
Mieli grobowe twarze. Nie zwracali uwagi na siebie na wzajem, ale gdy zobaczyli mnie zrobili wielkie oczy. Wiem że jestem brzydka, ale żeby.....aaaaa no tak, momentami zapominam o tym kim jest Harry. Siebie nie uważam za sławną. Ale Harry...to co innego....
Nagle drzwi się otworzyły, i wyszedł lekarz.
- Dobry wieczór.  Pan Jacob Lade, Pani Gabrielle Minay i Pani Alex McSmith?  - spytał, i nie czekając na odpowiedź powiedział: - można wejść do chorej.
Poderwałam się z miejsca. Oni....obcy ludzie do mojej mamy?
Weszłam powoli do sali. Na łóżku leżała blada, wychudzona kobieta. Nie była stara; moja mama urodziła mnie mając 18 lat, więc teraz miała dopiero 3.
Razem ze mną weszła też ta dziewczyna i chłopak. Pozostaje pytanie: po co?!
- Gabby? Jack? Ally? Jesteście? - spytała słabym głosem.
- t..tak.. - odpowiedziałam cicho, tak samo jak tamta dwójka.
- Wiem...wiem że...powinnam wam...powiedzieć wcześniej...ale...jesteście rodzeństwem. - wyszeptała.
Zszokowana spojrzałam na nich. Oni byli tak samo zdziwieni jak ja.
- Moja wina. Macie wspólnego ojca.  Jacob'a urodziłam mając 15 lat. Musiałam Cię oddać, nie miałam wyboru. Gabby i Alex urodziłam jak miałam 18 lat.  Chciałam cię zatrzymać, być wreszcie dobrą matką, ale ojciec wplątał się w narkotyki, i musieliśmy wyjeżdżać, więc musiałam cię Gabby zostawić na tym dworcu córeczko. A Alex zabrała matka waszego ojca tuż po porodzie. - powiedziała powstrzymując płacz. I nagle wszystkie urządzenia w sali zaczęły piszczeć. Do sali wbiegły pielęgniarki, lekarze i musieliśmy wyjść. Zszokowani popatrzeliśmy na siebie.
- Może najlepiej będzie, jak sobie to wszystko wyjaśnimy? Na dole jest mała kawiarnia... - powiedział Jacob.
Kiwnęłyśmy głowami i zeszłyśmy na dół. W między czasie dostałam sms-a od Pani Busi, pisała że jej córka do niej dzwoniła i musiała szybko jechać.
Usiedliśmy w kawiarni, przy oknie. Fakt, że była północ i w tym czasie mogłabym leżeć spokojnie na torsie Harry'ego mnie dobijał. Matka niby wszystko wytłumaczyła, ale znów to zburzyła.  Nie czułam do niej jakiejś szczególnej miłości. Nie wierzyłam jej ani nie ufałam.
- Dobra...głupio wyszło ale...wychodzi na to że mamy nawet tego samego ojca i.... - zaczął niepewnie Jacob.
Szczerze? Miałam to głęboko gdzieś, że to było moje ,,rodzeństwo". Wspominałam już że teraz chciałabym być z Harry'm? ...Ach, tak. Nic nie poradzę. Tęsknię za nim. Za tym zachrypłym głosem, za uroczym uśmiechem, za loczkami i tym jego urokiem.
Alex siedziała skulona w kącie. Ja z założonymi rękami na piersiach oczekiwałam obrotu wydarzeń, a Jacob próbował zagadać. Starał się.
- Musimy się jakoś poznać. Przy matce zachowujmy się przynajmniej jak ,,idealne rodzeństwo" bo na pewno tego chce. - powiedziałam obojętnie. Jacob spojrzał się na mnie z wdzięcznością.
- To...ja może zacznę...mam 22 lata, skończyłem niedawno studia i tak jakoś sobie radzę... - powiedział niepewnie.
- Masz dziewczynę? - spytała nagle Alex.
Spuścił głowę na dół.
- Nie. Już nie. - odrzekł.
- Już?... - spytałam.
- Nie chcę o tym gadać. Jeszcze jakieś pytania? - uśmiechnął się. Nie przebijał urokiem Harry'ego. Był przystojny, ale Harry był aniołem, nie zapominajmy o tym. Hazz jest idelany.
- Mieszkasz w Londynie? - spytałam. Kiwnął głową.
- Kto cię wychował? - zadała pytanie Alex.
- Jacyś obcy ludzie. Nie wiem nawet, kim byli bo ciągle zmieniałem rodziny. Gdy miałem 16 lat utrzymywałem się na własną rękę. - odrzekł.
- Mnie moja...znaczy nasza babcia. Była okropna. Na prawdę. - powiedziała ponuro Alex.
- A ja... - chciałam zacząć ale nie dokończyłam.
- O tobie wszystko wiemy.- zaśmiał się Jacob.
- Na prawdę ty...jesteś z tym Harry'm? - zrobiła wielkie oczy Alex.
- A to dobrze czy źle? - spytałam z uśmiechem.
- To mój idol. Podkochiwałam się w nim, ale teraz przestanę skoro....moja siostra z nim jest. - powiedziała cicho.
- Myślę że uda mi się go namówić na spotkanie z tobą, jeśli tylko chcesz. - uśmiechnęłam się.
- A...Może to głupie ale...on dotykał tej bluzy którą masz na sobie? - spytała nieśmiało.
Spojrzałam na nią trochę jak na i idiotkę.
- Nie mam zielonego pojęcia, nie patrzę które moje ciuchy dotyka. - zaśmiałam się.
zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam na chwilkę. - powiedziałam i wyszłam z telefonem na zewnątrz.

- Halo? - spytałam do słuchawki.
- Matko! Kochanie, ty żyjesz! Nie wiesz jak ja się martwiłem, już nigdy ci nie pozwolę jechać samej!  - usłyszałam jego wystraszony głos, z nutka ulgi.
- Nic mi nie jest Harry. - powiedziałam.
- Jak z matką? - spytał.
- Nie wiem. Jak przyjechałam weszłam do sali, i ona powiedziała że...no właśnie, tu odrębna historia. W każdym razie potem znowu chyba zasłabła i wywalili nas że tak powiem ze szpitala.
A druga sprawa jest taka, że moja najukochańsza mamusia raczyła mi oświadczyć że mam siostrę i brata, z którymi teraz siedzę w kawiarni. Aha, ta siostra jest twoją...fanką, podchodzącą w psychofankę chyba. - odpowiedziałam ze śmiechem. W moim położeniu pozostawał już tylko śmiech.
- Wracaj... - powiedział cicho.
- Chciałabym. Dowiem się co z ...matką i wracam. Tęsknię. - odrzekłam.
- Ja nawet nie wiesz jak bardzo. Odzwyczaiłem się już od pustego i zimnego łóżka. Nie mam się do kogo przytulić! - wyżalił się.
- Przytul się do Gemmy albo poduszki. - zaśmiałam się.
- Pff! Wracaj i tyle, ja chcę ciebie przytulać, a może nawet coś więcej. - odparł.
- Wrócę, ale nie wiem o której. - powiedziałam.
- Tęsknię. Gabby...mówiłaś coś o tym wyjeździe do Nowego Jorku? Kiedy wyjeżdżasz? - spytał.
- Za dwa tygodnie, to potrwa  jakiś miesiąc.  - odparłam cicho.
- Ja mam trasę w Ameryce...wiesz że nie będziemy mogli się widzieć przez dobry miesiąc? - zadał pytanie.
- Wiem Harry. Błagam cię, nie dołuj mnie jeszcze bardziej, muszę kończyć, pa. - powiedziałam i szybko się rozłączyłam.

Myśl o rozłące bardzo bolała. Nie chcę wyjeżdżać, ale muszę. On tak samo. Za bardzo go kocham, żeby mieć taką przerwę, skoro dzisiaj po 2 godzinach nie mogę się do czekać kiedy znowu go zobaczę...
Rozmowa trwała krótko, z uwagi na późną porę. Wymieniliśmy się numerami telefonu, dowiedzieliśmy co z matką i każdy rozjechał się w swoją stronę. Po co nawiązywać kontakty, skoro jesteśmy właściwie obcymi ludźmi?
Wjeżdżałam do Londynu. Skręciłam w boczną uliczkę przy lesie, i jechałam tamtędy z jakiś 1 kilometr. Moim oczom ukazał się mój dom. Nareszcie.
Wjechałam na podjazd. Ku mojemu zaskoczeniu w oknach mojej i Harry'ego sypialni paliło się światło. Czekał na mnie? Była 3 w nocy...
Po cichu od kluczyłam cicho drzwi, zdjęłam płaszcz i buty. Weszłam do kuchni, i wstawiłam wodę na herbatę - rzecz bez której nie mogłam zasnąć (oczywiście nie licząc Harry'ego). W tym czasie weszłam do łazienki, przebrałam się z powrotem w piżamę (pachniała Harry'm).
Raczej już dzisiaj nie zasnę. Odeśpię w dzień, albo wcale.
Usiadłam na moim ukochanym krześle w kuchni, i oparłam głowę o ścianę. Pomieszczenie oświetlała jedynie świeczka.
Jak wyglądało moje życie 2 miesiące temu? Właśnie na tym krześle przesiadywałam całe noce, przy gorącej herbacie. Nie bałam się, że jestem na odludziu sama. Przyzwyczaiłam się do samotności. Myślałam o niczym. Tak, to możliwe.
Ale czasy się zmieniły. Moim ulubionym miejscem nie było już to krzesło, tylko wygrzane, ciepłe miejsce obok Harry'ego. Uwielbiam patrzeć na niego jak śpi. Nadal wydaje mi się to snem. Jest taki idealny - mimo, że tatuaże zawsze mnie odstraszały, jego mnie fascynowały. Nie było ich ani za dużo, ani za mało. W sam raz.
Nagle usłyszałam skrzypienie podłogi, i po chwili w drzwiach ukazał się pół nagi Harry.
Zaświeciły mu się oczy. Podszedł do mnie i przyklęknął. Delikatnie mnie pocałował, i przygryzł delikatnie miejsce za moim uchem. Oparł swoje czoło o moje, tak że nasze nosy się stykały.
- W tak krótki czas tak cholernie się stęskniłem. - szepnął.
- Ja też. - odparłam cicho.
Głęboko westchnął. Widziałam że jest jakby nie sobą...
- Co się stało? - spytałam głaszcząc jego policzek.
- Dzisiaj jest 20 października. - odpowiedział .
Totalnie o tym zapomniałam. Kolejna przeciwność, kolejny problem, jakby kolejna kłoda pod nogami...
Nim się spostrzegłam, z moich oczu poleciały łzy.
- Nie płacz, proszę... - szepnął.
- Za bardzo cię kocham...ty ...mi uratowałeś życie...nie chcę tak po prostu... - wyjąkałam łamiącym głosem.
- Ja też nie chcę. - odrzekł cicho, i mocno mnie przytulił.



_______________________________________
* nie wiem dokładnie jakie te miejscowości pod Londynem są, więc strzeliłam to xd Ogólnie, mała wioch z 50 km od Londynu miała być.

Przeczytałaś/eś              -                komentuj!

Jeśli chcesz kolejny rozdział              ^

                                                            |

                                                            |

                                                                              Najważniejsze o co cię proszę.

Dużo lekcji, nauka, codziennie po 7-9 godzin w szkole dodać do tego treningi i zajęcia dodatkowe. Tak, jest ciężko, a jeden komentarz to jakby 30% motywacji do  pisania dalszego rozdziału.
Kończyć bloga? Ja nie chcę, bo lubię pisać, ale ktoś w ogóle to czyta?

7 komentarzy: