niedziela, 15 września 2013

Rozdział XVII

Poranne promienie słoneczne delikatnie muskały mój policzek. Przebijały się nawet przez zasunięte zasłony. W powietrzu unosił się zapach perfum Harry'ego. Leżałam odpoczywając w wielkim, miękkim łóżku i śnieżnobiałej, pachnącej pościeli, a obok miałam jedynie wymiętą poduszkę - znak że Harry już wstał.
Na szafce nocnej stały świeże, pachnące kwiaty. Wszystko było by cudowne. życie byłoby nareszcie niezwykłe. Ale był dzisiaj 21 października, czyli równie miesiąc od naszego poznania się z Harry'm.
Spojrzałam na telefon. Oczywiście wiadomość od Chris'a.
 ,,Dziś, Starbucks, ty i Harry macie być o 17.00, kończymy związek! Hurraaa!
                                         Chris x "
Leniwie podniosłam się z łóżka. Poszukałam jakichś ubrań ( szary sweter i obcisłe, czarne rurki) i poszłam do łazienki od naszej sypialni.
Delikatnie się umalowałam a włosy spięłam w koka. Spojrzałam na zegarek...
- Matko Boska, już 13.00? - krzyknęłam do siebie.
Szybko zeszłam na dół. W salonie na kanapie siedział Harry z matką i siostrą.
- Na reszcie wstałaś kochanie. - powiedział Hazz, uśmiechnął się i podszedł do mnie.
Delikatnie owinął ręce w okół mojej talii od tyłu, i przywarł swoim torsem do moich pleców. Pocałował moje miejsce za uchem, i wymruczał że mnie kocha. Myślałam że go zabiję. Znów zrobił to przy swojej matce. Oj, będziemy musieli porozmawiać Styles!
- Piękna z was para. - powiedziała zachwycona mama Harry'ego.
Uśmiechnęłam się do niej.
-Może ja zrobię Gabby śniadanie, i za chwilę przyjdziemy. - odrzekł uśmiechnięty Hazz  chwytając mnie za rękę i prowadząc do kuchni. Usiadłam na krześle, a on zabrał się za przygotowywanie.
- Dostałam sms-a od Chris'a. - powiedziałam cicho.
- Ja też... - odparł ponuro Harry. - co z tym zrobimy? Musimy im powiedzieć....
- Żeby to było takie łatwe! Ale sami mówili że nawet gdybyśmy byli na prawdę razem musielibyśmy zerwać!-przypomniałam Loczkowi.
- Ja pierdole! To już mnie wkurwia, że jacyś ludzie sterują naszym życiem! - przeklął wściekły Harry.
- Kotku nie przeklinaj, prosiłam cię o to. - odparłam cicho.
- Ale ja już nie... - chciał coś powiedzieć ale do kuchni weszła jego matka.
- Przepraszam...ale głośno mówicie i.... - zaczęła nieśmiało. - nie chcę się mieszać, ale...mogę wiedzieć o co chodzi? Harry westchnął i spojrzał się na mnie.
- Właściwie to poznaliśmy się tak, że mieliśmy udawać że jesteśmy razem przed mediami. Oboje byśmy na tym skorzystali. No i na początku się nienawidziliśmy. Umowa miała być na miesiąc.- zaczęłam cicho.
- I wtedy się cieszyliśmy, ale z czasem zaczęliśmy coś do siebie czuć, a umowa kończy się dokładnie dzisiaj i... - zakończył Hazz.
- Co zamierzacie zrobić? - spytała Anne.
- Właśnie o tym rozmawiamy. Nie mamy co zrobić, sytuacja jest praktycznie bez wyjścia... - odrzekł Harry.
- Powiedzcie im o tym że jesteście razem. - poradziła matka chłopaka.
- Mamo tylko że ludzie którzy są nad nimi każą nam tak zrobić. - wyjaśnił Loczek.
W tej chwili zadzwonił do niego telefon.
*Harry's pov.*
- Halo? - spytałem do słuchawki wychodząc z pomieszczenia.
- Paul dzwonił, mówił że jutro wyjeżdżamy na trasę!- krzyknął zły Louis z słuchawki.
- Jak kurwa mać jutro?! - krzyknąłem.
- Normalnie, podobno coś się przesunęło i musimy jutro być w LA! - powiedział Louis.
- Ja myślę że się nic nie przesunęło, tylko wiesz że dziś mija jakby ta miesięczna umowa z byciem z Gabby, a ja na tysiąc procent nie chcę tego kończyć! Jestem tego pewien, Gabby to ta jedyna, i nigdy, przenigdy jej nie zostawię! - nareszcie to z siebie wydusiłem.
- Stary, nawet nie wiesz jak chciałbym ci pomóc...ale nie mam pomysłu! - powiedział zmartwiony Louis.
- Dobra, Lou, muszę kończyć. O 17.00 spotykam się z Paulem, może się czegoś dowiem. - pożegnałem się i rozłączyłem.
Wszedłem do kuchni gdzie czekała na mnie Gabby z mamą.
- Kto dzwonił? - spytała Gab.
- Louis. - powiedziałem cicho, całując ją w policzek.
Bez słowa wziąłem się za przygotowanie śniadania. Miałem tego dosyć. Dosyć tego, że jestem tylko sterowaną laleczką w swoim WŁASNYM I PRYWATNYM życiu!

Nadeszła 17.00. Wraz z Gabby siedzieliśmy w milczeniu w kawiarni, czekając na menadżerów.
Patrzyłem na nią uważnie. Była piękna. Cudowna.
Ale jak rozwiązać nasz problem? Jak to załatwić.
- Harry! Gabrielle! - usłyszałem krzyk Paul'a.
Usiedli na przeciwko nas.
- Na początek chciałem wam powiedzieć że jestem z was dumny. Wytrzymaliście cały ten miesiąc, jest pełno zdjęć z wami i pełno plotek. - powiedział Chris.
- Więc już nie musicie się męczyć, w mediach tylko potwierdzicie że już nie jesteście razem, chociaż wcale nie byliście, i droga wolna. - roześmiał się Paul.
- Chciałbym...to znaczy chcielibyśmy coś powiedzieć, prawda Gabby? - powiedziałem uważnie się jej przyglądając.
Kiwnęła głową i spuściła wzrok. Denerwowała się.
- To za chwile, na razie odegramy ostatnią scenkę. Właśnie Harry, wiele razy widziałem cię z Taylor? Czyżby znowu romanse? - spytał Paul, i dobił mnie tym pytaniem.
Gabby się wzdrygnęła.
- Kiedy ostatnio?- spytała nagle.
- 2 dni temu. - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic Paul.
Gabby gwałtownie wstała. W oczach miała łzy.
- Kotku to nie tak jak myślisz! - krzyknąłem zrozpaczony.
- A jak? - spytała płacząc.
- Ja... - właściwie nie wiedziałem co powiedzieć.
Chris i Paul byli zdezorientowani, ale w tej chwili najmniej się to liczyło.
Wybiegła z restauracji a ja za nią.
- Gabby zaczekaj! - wrzasnąłem.
Biegła w szpilkach, dla tego po jakimś czasie ją dogoniłem.
Płakała bardzo głośno, tusz do rzęs cały się rozmazał.  Trzęsła się. Nigdy nie widziałem jej tak bezradnej. znowu ją skrzywdziłem.
- Proszę! - błagałem.
- Miałeś ostatnią szansę! Odwal się z mojego życia rozumiesz? Mam ciebie dość, nie chcę cię nigdy więcej widzieć! - wysyczała.
- Gabby! - wyjąkałem sam już płacząc.
Wyrwała się z uścisku i uciekła.
- Styles! Ty idioto! - wrzasnąłem, i z całej siły walnąłem pięścią w mur. Ból który przeszywał teraz moją rękę nie był tak silny jak po stracie Gabby. Zaczęła z niej lecieć krew, ale w tej chwili nie myślałem o niczym. Waliłem nią z całej siły w mur. Byłem w ślepym zaułku, nikt tędy nie chodził.
Płakałem, jak dziecko. Przeklinałem siebie, że dałem się uwieźć Taylor.
Pewnie już zdruzgotałem sobie kości. Co z tego?! Nie ma jej! Nie ma mojego serca, życia! I to wszystko przeze mnie, przez moją głupotę. Zsunąłem się plecami o ścianę na ziemię.
Skuliłem się i krzyczałem na cały głos. Byłem wariatem. Ręka krwawiła co raz mocniej, ale ja już nie zwracałem na to uwagi. Straciłem życie. Moje życie płakało, było zranione przeze mnie...

1 komentarz: