piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział II

Rozdziały będą codziennie dodawane. Wszystko co Gabrielle mówi, to oczywiście nie wygląda tak że ja  tak myślę, bo ich KOCHAAM ;)
Sorki że tak późno, ale nie było prądu przez pół dnia :) Ogólnie byłam w kauflandzie akurat, i wyłączyli :D W ogóle bez okien, więc była totalna ciemność, winda się zatrzymała, i ludzie od razu taka panika z lekka xd
_______________________________________________________
- Kurwa mać! - krzyknęłam upuszczając klucze. Właśnie wchodziłam do mojego domu, gdzie czekała już na mnie Jane.
- Jezu, co jest? - zaśmiała się moja przyjaciółka.  - zawsze jesteś wkurzona, ale aż tak?
Właściwie sama nie wiedziałam co się dzieje. Nie mogłam się skupić na niczym, a w głowie miałam tego idiotę.
- Znasz ten słodziutki zespół One Direction? - spytałam ściągając z moich stóp nie wygodne szpilki.
- Kto ich teraz nie zna? Są cudowni, i powalająco przystojni! - zaczęła marzyć Jane.
- Wróć na ziemię. - odparłam chłodno.
- Nie zdziw się jeśli jutro będzie głośno o tym, że chodzę z Harry'm Styles'em. - powiedziałam obojętnie, przechodząc po skrzypiących panelach do kuchni.
- Nie gadaj! Od kiedy wy się w ogóle znacie? Spaliście już ze sobą? - spytała podekscytowana.
- Nie znamy się, i tak na prawdę nie jesteśmy ze sobą, tylko nasi menadżerowie nam każą.On jest idiotą. Nienawidzę go. - powiedziałam nalewając sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Szkoda. Jest bardzo przystojny. - odrzekła.
- Ja nic szczególnego nie zauważyłam. - skłamałam. Tak na prawdę jego urok uderzył mnie od razu. Szkoda że wnętrze nie było tak bogate, jak opakowanie...

Kolejny dzień, i kolejne spotkanie z nim. Zmęczona po długiej sesji szybko wzięłam prysznic. Zaczęłam zastanawiać się w co się ubrać, i w końcu doszłam do wniosku że nie mam nic ciekawego w szafie...a może mam za wysokie wymagania? Planowałam ubrać zwykłe dżinsy i sweter, luźny i nie podkreślający figury, ale....czemu tego nie zrobiłam? Wybrałam kusą i obcisłą czarną sukienkę z koronkowymi rękawami. Myślałam też, że na moje obolałe nogi ( chodzenie przez 5 godzin w potwornie wysokich obcasach nosi ze sobą konsekwencje) ubiorę trampki, ale nie....jak na złość znów ubrałam wysokie czarne koturny. Automatycznie, jakbym szykowała się na galę sięgnęłam po najlepsze kosmetyki i starannie upięłam warkocza na bok. Stanęłam przed lustrem. Zjawiskowo, i wyjątkowo... no właśnie. Czy pod świadomie do tego dążyłam?
Chociaż.... w sumie są tego plusy. On będzie w zwykłych dżinsach, i wyjdę przy nim jak idiotka. Perfekt.
W moim domu wszystko jest idealnie poukładane i na swoim miejscu, mimo to od pierwszego spotkania jestem potwornie roztrzepana, i nigdy nie mogę nic znaleźć. Cholera, spóźnię się. Usłyszałam sygnał mojej komórki, której teraz szukałam po całym domu.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - krzyczałam wkurzona. W końcu znalazłam go w kosmetyczce....co się ze mną dzieje?!
Do mojej złości dołączyło to, że stałam w korku przez chyba 15 minut. Ten idiota pewnie stał i się niecierpliwił. Uśmiechnęłam się na samą myśl.
Zaparkowałam samochód na uboczu, bo tylko tam było miejsce, i resztę drogi przebiegłam na obcasach...
Dzisiejsze spotkanie miało mieć charakter romantycznego spaceru po parku. Romantycznego....jasne.
Przed oczami miałam wysoką postać. Gdy się obróciła przeszedł mnie dreszcz. Był ubrany w czarne obcisłe jeansy, te swoje wytarte buty, i koszulę w czarno - czerwone kraty, nie dopiętą na kilka ostatnich guzików. Jego umięśniony tors był częściowo odsłonięty. Loki niedbale podniesione do góry, a na twarzy grymas nie zadowolenia.
- Już nawet na czas pani nie przyjdzie. - mruknął. Sztucznie się uśmiechnął, a ja zrobiłam to samo. Mimo że byłam w szpilkach, był wyższy.
- Był korek, przepraszam. - wydusiłam lekceważąco.
- Hmm, pewnie blondyneczka go spowodowała. - zaśmiał się z wyższością.
Za wiele. Za wiele. Mam ochotę go normalnie udusić.
- Idiota. - odrzekłam.
- Na prawdę nie wiesz, jak chciałbym się z tobą nie spotykać. - wypluł.
- Na prawdę nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę. - zripostowałam.
Dalej szliśmy w milczeniu.
Ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu.
- Halo? - spytałam znudzona do słuchawki.
- Gabby, włącz na głośnik, chcę żeby Harry też słyszał, bo jest z tobą tak? - nic nie odpowiedziałam. Zgłośniłam telefon.
- To jak tam randka? - spytał radośnie Chris.
- To nie jest, i nigdy nie będzie randka. - odrzekł chłodno Harry.
- Po raz pierwszy się z nim zgadzam. - syknęłam odwracając głowę od niego.
- Dla czego wy sie tak nienawidzicie? - spytał tym razem już bezradny Chris.
- Spytaj pustego faceta z loczkami, który ma durny zespolik, i myśli że jest najlepszy i najcudowniejszy, który łamie serca dziewczynom bo przecież to tylko zabawki. - mruknęłam i spojrzałam się na jego reakcję.
- Lub zobacz co ma do powiedzenia cudowna i święta blondyna, która zgarnia miliony za sprzedanie swojego ciała, przy której nawet lód jest cieplejszy i ma więcej uczuć. - odrzekł.
- Poznajcie się lepiej! Nie możecie tak robić....Paul mówił żebym wam przekazał że dzisiaj macie spędzić ze sobą noc. Oczywiście chodzi o to że macie wejść do któregoś z waszych domów razem, i najlepiej zostać tam na całą noc. W ten sposób wszyscy to zauważą, i szybciej będziecie mogli zerwać. - stwierdził spokojnie Chris.
- Chyba cię pogrzało. - wydusiłam zaskoczona.
- Ludzie kochani, oboje macie duże domy, możecie spać w osobnych pokojach i sprawa załatwiona! - pocieszał Chris.
- Nigdy. - syknęłam. Harry o dziwo nic nie mówił.
- Najlepiej żeby Harry przyjechał do ciebie, Gabby. Będzie widać samochód na podjeździe. - zaproponował.
- Zaczyna się robić ciekawie. - rzekł wkurzony Harry.
- Wytrzymacie jakoś. - zachęcał Chris.
- Chris, a jakbyś ty się czuł, gdyby cię zmuszano do spania z kimś? - spytał Styles.
- Kończę, pa. - rozłączył się.
- Nie wierzę. - mruknęłam sama do siebie.
- Ile masz pokoi? - spytał nagle.
- 3 i salon. - mruknęłam.
- Jakoś musimy sobie poradzić. - powiedział.
Doszliśmy do jego samochodu. Oczywiście wypasiony, czarny jeep  , bo jak by inaczej?
- Wsiadaj. - powiedział otwierając mi drzwi.
Odchrząknęłam pod nosem coś w rodzaju ,,dziękuję" i wspięłam się na fotel.
Jechaliśmy w milczeniu, bo niby o czym mieliśmy rozmawiać? Dyskretnie się mu przyglądałam. Idealny z profilu nos, i wydatna szczęka. Usta kształtne, o różowawej barwie, przymknięte. Długie rzęsy górujące nad skupionymi, zielonymi oczami...
I ten cudowny zapach, unoszący się w całym samochodzie. Jego zapach. Dobra, stop! Właśnie rozkochuję się w przystojnym, ale pustym od środka idiocie!
- Gdzie teraz? - spytał stając na skrzyżowaniu.
- Teraz w prawo, potem skręć w 22 aleję i po za Londyn. - odpowiedziałam.
- Matko  , gdzie ty mieszkasz? - spytał śmiejąc się.
- Na odludziu. Głupia blondyneczka lubi przebywać SAMA. - podkreśliłam ostatnie słowo. Powiedziałam do niego oschle, nadal pamiętając jak nazywał mnie w parku. On jednak teraz się nie odezwał.
- Ooo, co się stało że nie ma ciętej riposty w zamian? - spytałam sarkastycznie.
- Bo czasem głupia gwiazdeczka która ma nędzny zespolik nie wie co odpowiedzieć. - mruknął.
- W prawo. - odrzekłam widząc jak waha się między wyborem drogi, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
Dotarliśmy. Mój mały, ale nowoczesny dom chyba zrobił na nim wrażenie. Zatrzymał się przed bramą, i wysiadł z samochodu.
Szybko zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu kluczy. Harry widząc mój pospiech zaczął się śmiać.
- Można być aż tak roztrzepanym jak ty? - spytał.
- Można być aż tak chamskim jak ty? - odpowiedziałam pytając. Nienawidzę go.
Otworzyłam bramę i nie czekając na niego podążyłam w stronę domu. Szybkim krokiem. Moim, który jest słynny na całym świecie. Dla tego zostałam modelką. Gdy idę na wysokich szpilkach szybko, faceci nie potrafią się oprzeć.
Odkluczyłam drzwi, i weszłam do środka.
 Znowu zadzwonił mój telefon.
- Halo? - spytałam zła.
- Harry chyba zapomniał że nie wziął żadnych rzeczy, Paul mu je przywiezie. - odrzekł z komórki Chris.
- Tak, świetnie, tylko że nie możecie dzwonić do niego? - zapytałam.
- Oj, dobra, pa. - odpowiedział i się rozłączył.
- Paul przywiezie ci rzeczy. - rzuciłam oschle do chłopaka.
Przeglądałam się w lustrze, i doskonale widziałam co robi. Stał jak kołek, i patrzył się na mój tyłek.
Odwróciłam się.
- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - odrzekłam powstrzymując śmiech.
- J..ja? Nic..nic, zamyśliłem się. - stwierdził.
Nadal stał, i chyba za bardzo nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Rozgość się. - powiedziałam obojętnie. - chcesz coś jeść?
Kiwnął głową. Zdjęłam niewygodne buty i podążyłam do kuchni, a on za mną.
Zajrzałam do lodówki. Po za warzywami właściwie nie było tam nic.
Harry dołączył do mnie, patrząc na asortyment mojej lodówki, nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Ty coś w ogóle jadasz? - spytał.
- Raz dziennie, warzywa. - odpowiedziałam spokojnie.
- Tak da się żyć? Dla czego tak mało? - znów zaczął dociekać.
- Jestem za gruba. - odrzekłam krytycznie.
Wzrokiem obiegał moją sylwetkę.
- To się nazywa otyłość, jakbyś nie wiedział. - powiedziałam krytycznie łapiąc się za brzuch.
- To się nazywa anoreksja! To jest nie zdrowe. - odrzekł.
- Kogo to obchodzi, czy to zdrowe czy nie, jestem sama, nie mam rodziny, kto może się o mnie troszczyć? - spytałam.

W końcu stanęła na tym, że Harry nic nie zjadł. Pokazałam mu pokój, i sama weszłam do mojego. Postanowiłam wziąć prysznic. Mój pokój miał oddzielną łazienkę, więc na szczęście nie miałam problemu z napotkaniem go ponownie.
Harry's pov
Martwię się? Gapię się na nią? Co się ze mną dzieje...
Ale...ona jest chuda jak patyk, i jeszcze się odchudza! To jest po prostu straszne...
Chyba zaczyna mi imponować. Przez pół dnia zauważyłem wiele jej cech. Nigdy się nie poddaje, i jest odważna. Zawsze potrafi coś powiedzieć i zgrabnie wybrnąć z każdej sytuacji. Nie przejmuje się opinia innych, i brnie dalej do przodu. A przede wszystkim jest piękna. Cudowna, i idealna. Chciałbym być bliżej niej, i teraz to wiem. byłem dla niej chamski, i nieprzyjemny, ale teraz już na prawdę nie będę.
Zauważyłem, że nie mam w ogóle pościeli. Przeszukałem szafki, ale wszystkie były puste...czyli że muszę iść do niej.
Nie śmiało po cichu zbliżyłem się do drzwi od jej pokoju i zapukałem. Przez długi czas nie słyszałem odpowiedzi, więc lekko je uchyliłem. Z łazienki dobiegał odgłos szumu wody. No tak, brała prysznic.
- Gabrielle! - zawołałem, ale nie odpowiedziała. Już chciałem się wycofać, i wyjść z pomieszczenia, ale moją uwagę skupiła mała ramka wisząca nad łóżkiem. Oprawiona w niej kartka była postrzępiona, w niektórych miejscach przedziurawiona i brudna. Ktoś napisał na niej nie dbale ,,Ma na imię Gabrielle, 6 lat. Jest niczyja"
Odruchowo zrobiłem krok do tyłu. Wpatrywałem się jak głupi w tą kartkę. I nagle z łazienki wyszła ona.
Długie nogi podkreślał czarny ręcznik, zakrywający idealnie jej zgrabne ciało. Chuda ręka przytrzymywała ręcznik, a druga wciąż spoczywała na klamce od drzwi. Po jej mokrych włosach skapywały kropelki wody. Gdy mnie zobaczyła, jej oczy zaświeciły się.
- Co ty tu robisz? - spytała już zdenerwowana, zakrywając się najmocniej jak się da.
- Słuchaj...bo...znaczy, ja już się odwracam. - powiedziałem po czym zwróciłem się twarzą do okna. Najchętniej bym popatrzył, ale nie chciałem się jeszcze bardziej pogrążać.
- Jeszcze raz powtórzę: czego ty tu szukasz? - spytała zła.
- Bo..ja nie mam tam żadnej pościeli i...tak tu wszedłem, bo pukałem ale nie odpowiadałaś i... - po raz pierwszy w życiu chyba się jąkałem.
- Paul już przyjechał? - zapytała.
- Tak, tak. - odpowiedziałem trochę zmieszany.
- Poczekaj, ubiorę się i znajdę ci coś. - odrzekła....ŁAGODNIE?!
- Mogę usiąść? - wskazałem na łóżko.
- Tak, czemu się pytasz? - zdziwiła się.
Z szafy wzięła parę ubrań i wróciła do łazienki. A ja zacząłem się zastanawiać, co znaczy ta  kartka, i co ukrywa ta dziewczyna.
Po chwili wyszła. Włosy miała spięte do góry, na chudych nogach czarne getry, i długa, luźna koszulka.
- Pościele są w salonie. - mruknęła jakby sama do siebie, wychodząc szybkim krokiem z pokoju. Poszedłem za nią.
Z małej, białej szafki wyjęła jeden komplet pościeli, następnie rozłożyła kanapę i wyjęła z niej poduszkę i kołdrę. Wzięła to wszystko w drobne ręce, i zbliżyła się ku schodom.
- Pomóc Ci jakoś? - spytałem.
- Poradzę sobie, dziękuję. - odrzekła po czym wspięła się po schodach.
Weszła do ,,mojej" sypialni, i zaczęła ścielić mi łóżko.
- Dziwnie się czuję, jak robisz coś dla mnie podczas gdy ja sobie siedzę... - powiedziałem cicho.
- To nie problem. - odrzekła.
Jej ruchy były zręczne i szybkie.
- Słuchaj...przepraszam za moje zachowanie wcześniej....nie wiem dla czego taki jestem. - szepnąłem.
Znieruchomiała na chwilę.
- Ja też przepraszam. - powiedziała.
- Gabrielle... - chciałem jakoś zacząć rozmowę o tej kartce.
- Nie mów tak na mnie. Jestem Gabby. - odrzekła.
- Dobrze....bo wiesz, jak stałem w twoim pokoju to... - zacząłem nie śmiało temat.
Znieruchomiała znowu, jakby wiedziała o co chodzi.
- To zobaczyłem tą kartkę oprawioną i ... - kontynuowałem.
- To stare, i nie warte uwagi. - przerwała mi stanowczo. Pogodny wyraz twarzy zniknął.
- Opowiedz mi coś o tym... - poprosiłem.
Westchnęła.
- Byłam mała, ojciec był narkomanem a matka wprowadzała do domu nie wiadomo jakie typy i się puszczała. Zawsze byłam dla nich ciężarem, i po prostu pewnego dnia postanowili się go pozbyć. - w jej oku pojawiła się łza. Szybko ja otarła i zniżyła głowę. - i...zostawili mnie na dworcu, mówiąc że wrócą...ale nie wrócili. Zostawili mnie razem z ta kartką....nie umiałam wtedy czytać, więc nie wiedziałam...stałam tam i czekałam przez kilka dni, na mrozie. Potem trafiłam do domu dziecka. Ciągle chorowałam więc nikt nie chciał mnie wziąć... - rozpłakała się na dobre. Poderwałem się z miejsca. To dla tego była taka zamknięta w sobie, i nie dostępna...to dla tego nikomu nie ufa...
Nieśmiało lekko ją przytuliłem. To była chwila. Nasze oczy zaczęły się w sobie zatapiać...i nasze usta złączyły się w długim pocałunku...czułem się wtedy...inaczej.




2 komentarze: